wtorek, 18 lutego 2014

Przysięgam bogu. Znikają pod wzrokiem.

parę kamieni mi szturchnęłaś, pod które warto by zajrzeć, bo całkiem ciekawe robaki mogą tam siedzieć. ale jedna konkluzja jest pewna, i mówię to z całą powagą: w cholere łatwiej jest siedzieć na strychu, oglądać seriale, i rutynowo borykać z uleżałymi problemami w tym samym kręgu osób, niż wdawać w taką dziką eskapadę na nieznane tereny. przysięgam bogu.



Stoję na swoim kamieniu. Jest wielki. Zaglądam w swoje szczeliny.



Zdejmuje kolejne welony. Pod niektórymi jest lekkość, pod innymi strach. Przyglądam się. Raz odkryte już nie pracuje z ukrycia. Jest znane. Nadal jest schematem, przekonaniem, starą prawdą, często już nie moją albo nigdy nie moją. Czasem znika pod wzrokiem. Od razu gdy spojrzeć na to. Czasem ma korzenie długie i pokręcone. Kiedyś wyrywałam z korzeniami, rozrywało to tkankę, raniło bardzo, dawało dziwne uczucie ulgi w bólu. Potem rozplątywałam, długo, mozolnie. Dziś nie karmię i pozwalam uschnąć korzeniom. Odpaść. Jednocześnie sadzę nowe plony i je karmię. Czule, troskliwie podlewam. Dbam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi przemyśleniami ze mną: