To co widzę wokół. To co we mnie wybrzmiewa. Kadry które łapię. Historie które przeżywam z ludźmi najbliższymi i zupełnie obcymi. O tym co robię. Co gotuje. I kogo kocham. Enjoy.
czwartek, 16 stycznia 2014
wtorek, 14 stycznia 2014
poniedziałek, 13 stycznia 2014
'live without runnin'
- jak spałeś? Ja nie mogłam spać.
- jak już poprzewracałem z boku na bok z godzinę i przetrzymałem pokuse wstania na jeszcze jednego papierosa, to już jakoś poszło, choć budziłem kilka razy. w tym ze snu, w którym dalej gadałem łagodnym tonem do jakiejś tajemniczej postaci;) aż obudzilem przed chwilą. z bólem w stopie. wstaje, nastawiam kawę, martwiąc, na ile to mi biegać nie da, pstrykam radio, a tam kończy sie jakiś starodawny blues i wojciech mann mowi, ze śpiewał ktoś tam, a numer zatytułowany jest 'live without runnin'
Kiedyś bawiłam się tak właśnie. Wszechświat dawał mi znaki. Otwierałam książkę i on gadał linijkami na pierwszej lepszej stronie. Kawałki w radio też były właściwe i tłumaczyły co się wokół dzieje. Szłam za nimi. Całą sobą chłonęłam ten świat. Chyba nadal czasem się tak bawię sama z sobą. Czyżby świadomie?..
Świat jakoś wygląda? Wygląda jak nasze wnętrze wygląda i z nas wyziera. Piękne projekcje wyświetlamy i taki nasz świat film nam pokazuje. Czy można sobie wszystko wyświetlić na projektorze naszej subiektywnej rzeczywistości? Oczywiście! A więc do dzieła!
A tu kawałek rzeczywistości Wojciecha Mana w ciekawej interpretacji Eva and Jürgen Tonkel: 'leave without runnin' by Son of Dave and The Urban Voodoo Machine:
Kiedyś bawiłam się tak właśnie. Wszechświat dawał mi znaki. Otwierałam książkę i on gadał linijkami na pierwszej lepszej stronie. Kawałki w radio też były właściwe i tłumaczyły co się wokół dzieje. Szłam za nimi. Całą sobą chłonęłam ten świat. Chyba nadal czasem się tak bawię sama z sobą. Czyżby świadomie?..
Świat jakoś wygląda? Wygląda jak nasze wnętrze wygląda i z nas wyziera. Piękne projekcje wyświetlamy i taki nasz świat film nam pokazuje. Czy można sobie wszystko wyświetlić na projektorze naszej subiektywnej rzeczywistości? Oczywiście! A więc do dzieła!
A tu kawałek rzeczywistości Wojciecha Mana w ciekawej interpretacji Eva and Jürgen Tonkel: 'leave without runnin' by Son of Dave and The Urban Voodoo Machine:
sobota, 11 stycznia 2014
moje świadome ciało.
Nasza cielesność tak oczywista z jednej strony, nierzadko nie jest dla nas prosta i lekka. A to właśnie poprzez ciało doświadczamy życia tu i teraz, przeżywamy emocje, odczuwamy smaki i przyjemność dotyku ale też i ból. Ciało jest naszą świątynią albo piekłem gdy je porzucamy. Jest wyrazem tego kim jesteś. Twoje ciało zna Cie bardzo dobrze, jest świadome wszelkich aspektów Twojego życia - daleko bardziej niż Twój umysł. Umysł tak łatwo oszukać, ciało jest prawdziwe.
Pracując z ciałem dotykamy dawno przeżytych emocji które w nim uwięzły. Masaż i oddech pozwala przywrócić świadomość tego co w nas utknęło i daje możliwość zrozumienia i uwolnienia. Żywotność która w nas sie pojawia czasem początkowo doświadczana jest jako ból, który dawno zakopaliśmy razem z emocjami i częścią naszego ciała. Zamarliśmy w tych miejscach. I nie ma w tym nic niezwykłego czy złego. W tamtej sytuacji było to konieczne by nie czuć - by przeżyć.
Delton Chen. Picture: Sylwia Guździk. |
Dziś świadomie i delikatnie wprowadzając życie i energie w te opuszczone miejsca - wracamy czucie. Nasze ciało staje się bardziej elastyczne, żywe, pełniejsze i jaśniejsze. Bardziej żywotne. Zarumienione. Oczy błyszczą gdy czujemy sie dobrze sami ze sobą i odczuwamy wszystkie odcienie otaczającego nas świata.
Wibrujemy jak by to powiedział Lowen. I tak też doświadczam i ja pracy z ciałem podczas sesji. Ciało które nie wibruje nie żyje.
Pogłębiając oddech, uwalniając przeponę, gardło, rozlużniając miednicę i wzmacniając nogi dajemy sobie możliwość doswiadczania rzeczywistości pełniej. Przyjemności i bólu. Pełnego wachlarza. Tu nie ma wyboru jednego.
Jakie elementy łączę w pracy z ciałem?
Hawajski masaż lomi lomi, ćwiczenia Bioenergetyczne Aleksandra Lowena oraz asany jogi.
Całość wsparta na podejściu Gestalt.
środa, 1 stycznia 2014
na kamieniu zaguniona. Lipowo Kurkowskie.
Parzyłam jeszcze herbatę przed wyjściem na spacer. Reszta gromady juz gotowa ruszyła na konie. Byłam pewna że czekają, powłóczą nogami i wiedzą ze tez idę. Choć sama się gramoliłam. 7 letnia Magda zbiegła z piętra już przebrana i krzyknęła że i ona idzie. I pobiegła. Miałam zabezpieczać tyły i ręczyć głową że mała dotrze do reszty. Złapałam kubek z herbatą i pobiegłam.
Po drodze w las przywitałam sie z gospodarzem, u którego jeszcze się upewniłam że watacha poszła tędy. Poszli. Wiec i ja. Horyzont pusty. Wyciągnełam nogi w marszu, herbata wystygła w tym pędzie.
Zgubiłam ich. Chwila niepokoju o zabezpieczanie tyłów 7 latki. Ona z gromadą już - w telefonie brzmiało.
Kamień przy polu porośniety mchem. Sama. Cudownie.
Gdy tak zostałam dopiero do mnie dotarło jak potrzebowałam sie zgubić i pobyć sama i jak dobrze mi z tym. Czasem zapominam że balans emocjonalny mój zależny jest od samotności którą sobie daję. Miałam przy sobie mojego Nikosia wiec kreatywność rozpostarła ramiona.
Idźcie w las, w pole. Zgubcie się. I znajdźcie tam siebie i swój spokój.
Odnalazłam sie po dwóch godzinach. Dziesiąt kadrów złapanych. Zgubione rękawiczki po drodze w akcie artystycznego uniesienia. Zmarźnięta na kość. Szczęśliwa ze wszechmiar bo nakarmiłam i swoją samotność i kreatywność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)