Parzyłam jeszcze herbatę przed wyjściem na spacer. Reszta gromady juz gotowa ruszyła na konie. Byłam pewna że czekają, powłóczą nogami i wiedzą ze tez idę. Choć sama się gramoliłam. 7 letnia Magda zbiegła z piętra już przebrana i krzyknęła że i ona idzie. I pobiegła. Miałam zabezpieczać tyły i ręczyć głową że mała dotrze do reszty. Złapałam kubek z herbatą i pobiegłam.
Po drodze w las przywitałam sie z gospodarzem, u którego jeszcze się upewniłam że watacha poszła tędy. Poszli. Wiec i ja. Horyzont pusty. Wyciągnełam nogi w marszu, herbata wystygła w tym pędzie.
Zgubiłam ich. Chwila niepokoju o zabezpieczanie tyłów 7 latki. Ona z gromadą już - w telefonie brzmiało.
Kamień przy polu porośniety mchem. Sama. Cudownie.
Gdy tak zostałam dopiero do mnie dotarło jak potrzebowałam sie zgubić i pobyć sama i jak dobrze mi z tym. Czasem zapominam że balans emocjonalny mój zależny jest od samotności którą sobie daję. Miałam przy sobie mojego Nikosia wiec kreatywność rozpostarła ramiona.
Idźcie w las, w pole. Zgubcie się. I znajdźcie tam siebie i swój spokój.
Odnalazłam sie po dwóch godzinach. Dziesiąt kadrów złapanych. Zgubione rękawiczki po drodze w akcie artystycznego uniesienia. Zmarźnięta na kość. Szczęśliwa ze wszechmiar bo nakarmiłam i swoją samotność i kreatywność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami ze mną: